Aktualności

Policyjna sztafeta historii

Policyjna młodzież pamięta o historii policyjnej formacji. Grupa młodych policjantów szkolenia podstawowego wraz z wykładowcami zajęła się uporządkowaniem grobów milicjantów, którzy zginęli w Słupsku w latach 40. XX wieku. Przebywający w Słupsku policyjni misjonarze złożyli natomiast wieniec na grobie ich kolegi, który zginął podczas misji w Iraku.

Jesienna pora, opadające z drzew liście, Święto Zmarłych. Czas zadumy. Zadumy nad tym, co było. Skarbnicą wiedzy i różnych tajemnic są cmentarze - miejsca pochówku zmarłych. Tak jest również ze słupskim Starym Cmentarzem przy ul. Maxa Josepha, który wśród wielu sekretów kryje również te, związane z historią policyjnej formacji.
W jednym z kwartałów obok siebie stoi kilka bardzo podobnych do siebie nagrobków. Zgrzebne, betonowe, naruszone zębem czasu. Nie są najstarsze, ale liczą sobie prawie 70 lat. Tabliczki na grobach wymienione na nowe nie dają obrazu, kto tu leży. Nie jest to aleja zasłużonych, więc zapewne nikt znaczny. Wszyscy przybyli do Słupska po zakończeniu działań wojennych drugiej wojny światowej. Co ich łączy? Wszyscy wstąpili do ówczesnej Milicji Obywatelskiej. Co nimi kierowało w wyborze drogi życiowej? Któż to dzisiaj wie…

Różne są drogi ludzkich życiorysów. Byli szeregowymi milicjantami, więc trudno ich podejrzewać o jakieś wielkie idee budowania zrębów socjalizmu. Zwykła służba w ochronie porządku i bezpieczeństwa. Czasy były wówczas niezwykle trudne, na ziemi słupskiej również. Tereny te przypadły w udziale państwu polskiemu. Wysiedlono większość niemieckich mieszkańców. Z Polski ściągnęli tu różni osiedleńcy. Również ci, którzy liczyli na to, że w tych warunkach łatwym kosztem będą mogli się dorobić, wzbogacić, robić wszystko, na co będą mieli ochotę. Nawet wbrew obowiązującemu prawu. Na ich drodze stali milicjanci. Nie zawsze stanowili oni skuteczną przeszkodę. Ślady tych wydarzeń, o których nie wiemy zbyt wiele, można je znaleźć właśnie na cmentarzu.
Milicjant Jan Michalewicz, lat 25, zginął 28 grudnia 1949 r. o godzinie drugiej w nocy przy ul. Deotymy 5. Przyczyna zgonu - rana postrzałowa czaszki. Obok jego grobu sześć innych.

W latach dziewięćdziesiątych przy grobach pojawiły się tabliczki informujące, że są one przeznaczone do likwidacji. Nikt nie wniósł opłat ze przedłużenie. Ci milicjanci nie mieli tutaj swoich rodzin. Władze miasta przychylnie potraktowały prośbę Niezależnego Związku Zawodowego Policjantów Szkoły Policji o zachowanie tych grobów jako świadectw najnowszych dziejów Słupska.

Przed Świętem Zmarłych przedstawiciele słuchaczy i kadry słupskiej Szkoły Policji, z własnej woli zadbali o mogiły swoich poprzedników, a w niektórych przypadkach i rówieśników. W poniedziałkowe popołudnie, po zakończeniu pracy i służby umyli nagrobki i uporządkowali teren wokół nich. Choć dzieli ich od nas odległość kilkudziesięciu lat i różne systemy, w których przyszło im żyć, to łączy najważniejsze: bezinteresowna chęć służby.
1 listopada na między innymi na tych grobach pojawiły się znicze. Przyjechali z różnych stron właśnie do Słupska i z tym miastem postanowili związać swoje dalsze życie. Nie było im jednak dane do końca zrealizować wszystkich swoich planów i marzeń...

Porządkowaniem grobów zajęli się słuchacze z Kompanii I, pluton 2: Weronika Fluder, Adam Grotkowski ,Magdalena Horyń, Krystian Kazusek, Ewa Kiernikowska, Krzysztof Kluczak, Artur Kończarek, Sebastian Konieczny, Łukasz Łukawski,  Witold Maciejek, Patryk Miśkiewicz, Szymon Parteka, Adam Piechura, Michał Polak, Dawid Sobczak, Damian Stasiak, Mateusz Stobiecki, Daniel Szopa, Dawid Szpociński, Wojciech Trajdos, Łukasz Wachura i Dawid Werens. Pomoc okazali także przedstawiciele kadry: Paweł Piotraschke, Krzysztof Frankowski, Robert Stefański, Zbiniew Zubel i Piotr Kozłowski.

O swoim koledze, policyjnym misjonarzu, pamiętali również policjanci z XXIX. rotacji Jednostki Specjalnej Polskiej Policji, która przygotowuje się w słupskiej Szkole Policji do wyjazdu na Bałkany. Przedstawiciele jednostki złożyli wieniec na grobie podinsp. Andrzeja Kaczora.

Podinsp. Andrzej Kaczor jako wysokiej klasy oficer i specjalista, we wrześniu 1995 roku został delegowany do kontyngentu straży ONZ w Iraku, gdzie w czasie wykonywania służby w patrolu zginął tragicznie w dniu 7 grudnia 1995 roku.
Podinsp. Kaczor jechał w samochodzie, za którym podążał konwój pojazdów. Gdy policjanci zauważyli przed sobą stojący przy drodze samochód, wstrzymali dalszy przejazd konwoju. Zatrzymali się w pewnej odległości przed opuszczonym pojazdem, aby sprawdzić, czy nie ma w nim osób. Okazało się, że samochód jest pusty.
Policjanci nie podchodzili jednak blisko. Aby sprawdzić, czy nie ma w nim ładunków reagujących na wstrząs lub wibrację, rzucili w samochód kilka kamieni - żadnej reakcji nie było.

Podinsp. Kaczor przez radio poinformował pozostałych kierowców z konwoju, że najpierw przejedzie jego samochód, a w czasie mijania podejrzanego pojazdu policjanci raz jeszcze ocenią wzrokowo, czy nie jest to pułapka. Dopiero po ich bezpiecznym przejeździe konwój miał ruszyć dalej.
Gdy samochód prowadzący konwój przejeżdżał obok pozostawionego pojazdu, wybuchł w nim ładunek wybuchowy odpalony prawdopodobnie drogą radiową. Członkowie patrolu , w tym znajdujący się w pojeździe polski policjant, zginęli na miejscu.
Podinspektor Andrzej Kaczor osierocił syna, pośmiertnie odznaczony został krzyżem zasługi „Za dzielność”.

Powrót na górę strony